5. Ten sam, z pozoru prosty ale piękny widok.
04:18Powrót do domu przyniósł ze sobą kolejne nadchodzące obowiązki. Piętrzące się na liście do zrobienia, nie dawały spokoju mojej głowie. Resztę okresu zimowego spędziłam na nauce z kubkiem herbaty w ręku. Częstych, wieczornych rozmowach z Anitą oraz paru wyjściach ze znajomymi. Razem z kwietniem przyszedł dla mnie czas częstszych treningów na świeżym powietrzu, odbywających się w lesie niedaleko mnie. Był to dla mnie rodzaj odskoczni, dodatkowo motywowała mnie myśl zdrowej, smukłej sylwetki. Głowę miałam już zmęczoną nauką, jednak nadal się przygotowywałam do tego przeklętego egzaminu dojrzałości. Ostatni tydzień miesiąca był już czasem przeznaczonym na odpoczynek psychiczny i fizyczny. Treningi z trzech razy dziennie zeszły do dwóch, a na miejsce nauki weszły wszelkie przyjemności na tle relaksującym. Pomimo iż przez tamten czas ograniczyłam imprezy do minimum, to udało mi się pojawić na paru domówkach czy w klubie. Nadszedł maj, a co za tym idzie, matury. Ku mojemu zdziwieniu najmniejszy problem miałam z polskim ustnym. Niby nie powinno mnie to dziwić, ze względu na moją sympatię do owego przedmiotu oraz braku problemów z sensowną i komunikatywną wypowiedzią. Jednak mam problemy z opanowaniem stresu i mówienie sobie, że porażka to nie koniec świata nie przynosi długotrwałego ukojenia. Po obronie dyplomu nadszedł czas na wyjazd do tzw. "krainy fiordów".
Do walizki spakowałam najpotrzebniejsze przedmioty. Parę środków codziennego użytku, ubrań oraz kosmetyków. W plecaku obok dokumentów uplasowały się słownik i mapa. Na lotnisku obściskałam się z całą rodziną, która odprowadziła mnie pod same bramki odprawy. Podróż bardzo się dłużyła, ale czas ten wykorzystałam na przemyślenia dotyczące mojej przyszłości. Wprawdzie nie mogłam się doczekać nadchodzącej rozmowy o pracę, ale nadal nie wyzbyłam się lęku przed samotnością w nowym miejscu. Tym bardziej, że przed wyjazdem przeczytałam wiele artykułów na temat powściągliwości w zawieraniu nowych kontaktów u tamtejszej ludności. Jednak myśl o tym, że przez tydzień zamieszkam u mojej dobrej znajomej, norweżki Ajdy, którą poznałam na Filipinach na wymianie międzynarodowej dwa lata temu, mocno mnie uspokoiła. To właśnie ona odebrała mnie z lotniska i zawiozła do swojego mieszkania znajdującego się w centurm Oslo. Ajda jest ode mnie 2 lata starsza i pracuje jako grafik komputerowy w agencji reklamowej w stolicy. Już pierwsze 20 minut utwierdziło mnie w teorii, że Norwegia to bogaty kraj. Każdy samochód, który mijałyśmy w Polsce jest określany mianem luksusowego. Było to też z pewnością trochę powierzchowne bowiem to Oslo, a nie przedmieścia czy wsie. Dziewczyna zaparkowała samochód na podjeździe przed urokliwym mieszkaniem w kolorze czerwieni. Te barwne domki zawsze budziły we mnie zachwyt, toteż nie mogłam się nacieszyć ich widokiem na żywo. Mieszkanie składało się z salonu połączonego z kuchnią, pokoju oraz łazienki. Wnętrze było bardzo jasne, co sprawiało wrażenie odrobinę większego niż było w rzeczywistości. Gdzieniegdzie znalazły się drewniane elementy. Całe mieszkanie było jak przekopiowane z katalogu "IKEA". Ajda poinformowała mnie gdzie mam zanieść swoje bagaże ,po czym zagotowała wodę na herbatę. Usiadłam przy blacie z wysokimi krzesłami łączącym kuchnię z salonem. Długie lampy luźno zwisające z sufitu oświetlały blat przede mną. W rogu znajdował się koszyk z gazetami oraz bukiet goździków. Cały wieczór spędziłyśmy na wzajemnych opowiadaniach o zwyczajach kulturowych w naszych krajach oraz spożytkowaniu trunku. Niedługo po północy wzięłam szybką kąpiel. Moją uwagę przykuły fotografie nieregularnie wiszące na ścianie. Po rozmowie z Ajdą dowiedziałam się, że robi amatorskie zdjęcia ze swoich podróży. Dziewczyna poinstruowała mnie jak rozłożyć kanapę, bo to właśnie na niej miałam spać. Zasnęłam wtulona w żółtą miękką poduszkę, która z całą pewnością znalazła się już kiedyś na okładce szwedzkiego magazynu.
Po dwóch dniach rozpoznania pobliskiego terenu Oslo, przyszedł czas na rozmowę w Hard Rock Cafe. Czyli kafejki w której starałam się o pracę już parę miesięcy. Na spotkanie ubrałam się w to, włosy luźno spięłam, a usta przejechałam szminką w odcieniu jasnego, łamanego burgundu. Na miejsce dotarłam parę minut przed umówionym czasem. Spokojnie przeszłam się po okolicy po czym weszłam do środka. Wnętrze kawiarni prawie niczym nie różniło się od tych w Polsce. Kobieta z którą rozmawiałam była bardzo skupiona ale i uśmiechnięta, co stworzyło miłą atmosferę podczas konwersacji. Rozmowa trwała około godziny. Zostałam przepytana ze swojego doświadczenia, potwierdzając swoje osiągnięcia odpowiednimi dokumentami. Opowiedziałam trochę o sobie, po czym kobieta powiedziała mi czego oczekują od swoich pracowników. Nauka języka norweskiego była na pierwszym miejscu, toteż zobowiązałam się do tej czynności. Na koniec kierowniczka uścisnęła moją dłoń oraz odprowadzając mnie do wyjścia, z uśmiechem oznajmiła, że decyzja o przyjęciu lub odrzuceniu znajdzie się na mojej poczcie w terminie do tygodnia czasu. Usatysfakcjonowana swoją wypowiedzią zadzwoniłam do Anji, która po kilku minutach rozmowy dała się namówić na wyjście "na miasto".
0 komentarze