1. W dolinach górskie jeziora śpią.
07:00Po jakże ciężkim dla mnie czasie przygotowań w klasie maturalnej. Postanowiłam wyjechać do Norwegii. Mieszkała tam moja rodzina. Odkąd pamiętam zawsze opowiadano mi jak wspaniale się tam żyje. Ludzie są uśmiechnięci i życzliwi pomimo panującego tam chłodnego, często ponurego klimatu. Niejednokrotnie słyszałam o kobietach, które to mają zapewnioną bezgraniczną opiekę oraz o tym jak rząd dba o ludzi. Kiedy to u nas dzieje się, jak się dzieje. Chciałam tego doświadczyć. Przeżyć przygodę. Jednak chęć udania się w te odległe od domu tereny, przyszła wraz z klasą maturalną. Kiedy to spraw i obowiązków wciąż przybywało, a chęci i zapał nie dawały o sobie znać. Jako, że byłam uczennicą szkoły plastycznej, od sześciu lat mogłam pochwalić się wieloma wygranymi, prestiżowymi konkursami. Z nauką jednak było gorzej. I choć z klasówkami czy innymi egzaminami nie miałam większego problemu (zawsze napisałam coś aby chociaż zaliczyć dany materiał), tak do matury przygotowywałam się przez prawie cały rok. Chyba z wiadomych przyczyn. Potrzebowałam bardzo dużo czasu aby nadrobić zaległości. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż ten rok szkolny trwał 7 miesięcy, a nie 10 jak każdy poprzedni. Tak naprawdę, za naukę wzięłam się dopiero po przerwie świątecznej. Kiedy to wraz z rodziną pojechałam w góry. Uwielbiam polskie góry, które choć emanują swym pięknem, wciąż są tak bardzo niedoceniane. Ludzie wciąż wyjeżdżają w poszukiwaniu coraz to nowych, bardziej wytwornych widoków. Nadal nie znając piękna własnego kraju.
Dzień przed wyjazdem. Wieczorem. Wraz z moim tatą oglądałam skoki narciarskie. Nie byłam ich wielką fanką, jednak to była taka nasza, coroczna, nieoficjalna, domowa tradycja. Mama krzątająca się po kuchni, mając widok na telewizor, zawsze kibicowała biało-czerwonym. Brat popijał herbatę czytając gazetę. Tata zniecierpliwiony tłumaczył mi wszystkie reguły, których wiecznie nie potrafiłam pojąć. Po kolejnych oddanych skokach, do moich uszu dobiegł głos komentatora.
-..."No i Daniel Andre Tande 1.1 punktu przewagi nad Kamilem Stochem po pierwszej serii. Musi skoczyć daleko. Stać go na to na pewno. Potrafi pięknie i daleko lecieć i lądować. Szybszy na progu od Kamila Stocha. Ależ kapital...Ojejej przewrócił się, ale chyba nic mu się nie stało. Tylko że po obracało o na wszystkie strony. On już na płaskim lądował. 144.5 metra. No to nowy rekord, właśnie... ustany skok tyle że podparty. Ależ on jest gibki, figury nadzwyczajne... No szkoda bo poleciał w dół Daniel. Lokuje się obecnie na 10 pozycji...."
W tym momencie bez większej chęci wpisałam w internecie "Upadki na skoczniach narciarskich". Zaczynając od upadków skończyłam na czytaniu informacji na temat członków kadr. W zasadzie na tym się skończyło. Gdy skoki dobiegły końca poszłam się wykąpać. Pod strumieniem ciepłej wody myślałam o skokach, jutrzejszym wyjeździe oraz o tym jak będzie mi brakowało rodzinnego, domu kiedy już z niego wybędę. Zwiewna pidżama przykleiła się do mojej jeszcze gorącej i zwilżonej skóry. Wysuszyłam lekko swoje średniej długości włosy, nakładając na nie olejek. Posmarowałam twarz kremem i umyłam zęby. Zmierzając do pokoju słyszałam jeszcze jak z dołu dobija do mych uszu dźwięk z informacją, że Daniel klasyfikuje się na drugim miejscu w Pucharze Świata. Przyciągnął moją uwagę tylko dlatego, że był jedynym nie polskim skoczkiem którego kojarzyłam.
Następnego dnia. Już po porannej pobudce. Razem ze swoim bratem zeszłam na śniadanie. Podekscytowana wszystkim dookoła przygotowałam jajecznicę. Mama zrobiła moją ulubioną zimową herbatę z cytryną, pomarańczą, goździkami i sokiem malinowym. Po szybkim śniadaniu, każdy był gotowy. Zapakowani do samochodu zmierzaliśmy do Zakopanego. Tak właściwie to na obrzeża. Ponieważ to tam znajdowała się nasza kwatera. Po drodze zrobiłam wiele zdjęć przepięknych widoków, portretów. Tym się zajmuję, uwielbiam robić zdjęcia. Kolekcjonuje je i udostępniam na stronie, gdzie można zobaczyć prace fotografów z całego świata. Z czasem trzeba było rozprostować zbolałe, zasiedziałe ciała. Na stacji, bo to właśnie tam się zatrzymaliśmy, przeglądając gazety z zamiarem kupna jednej z nich. Ujrzałam dział sportowy. "Oczywiście" Pomyślałam, a przed moimi oczami ukazał się magazyn ze skoczkami narciarskimi na okładce. Jednak uśmiechnęłam się sama do siebie i ogarnął mnie przyjemny stan. Sport ten miał na mnie jakiś nieodkryty wcześniej przeze mnie wpływ. Jednak sięgnęłam po czasopismo dla kobiet i zmierzałam w kierunku kasy. Gdy wszyscy skorzystali z toalety, najedli się i napili kawy, ruszyliśmy dalej. Dojeżdżając do miejsca docelowego mijaliśmy wiele świątecznie udekorowanych domów, które różniły się od tych w moich okolicach. Miały spadziste dachy, czyli typowe dla górskich klimatów. Kiedy dotarliśmy na miejsce nie mogłam wyjść z podziwu. Wprawdzie było już prawie ciemno, jednak moje oczy dostrzegły zarys ogromnego pasma gór. Każdy złapał za swoją walizkę i podążał za gospodynią, która to mówiła góralską gwarą. Bardzo lubię poznawać nowe miejsca, nowych ludzi. Odkrywać ich tradycje i zwyczaje. Jako dwunastolatka nauczyłam się owej gwary. Więc nie miałam problemu ze zrozumieniem Hanny. Mieszkanie było całe z bali. Korytarz łączył się z kuchnią i salonem w jedną przestrzeń. Schody jak się spodziewałam prowadziły do sypialni. Gospodyni porozmawiała z rodzicami o sprawach formalnych. Wręczyła nam klucze oraz życzyła miłego pobytu. Kobieta była przyjaciółką rodziny, ponieważ spędzamy tu święta co roku, od wielu lat. Pokój w którym przyszło mi spać, miał przepiękny widok na las zwieńczony górami. To w tym miejscu za każdym razem czułam się niesamowicie. Dodawało mi otuchy i napawało pozytywną energią. Mama poinformowała mnie że za pół godziny przygotujemy kolację. Rozpakowując swoje bagaże założyłam na nogi ciepłe wełniane skarpety, które dostałam od taty 3 lata temu na urodziny. Obchodziłam je właśnie tutaj. W górach. Gdy prawie wszystko leżało już na swoim miejscu. Zeszłam na dół. Tata rozpalił ogień w kominku. Ja nakryłam do stołu a Damian z mamą przygotowali kolację. Na stole znalazły się między innymi moje ulubione borowiki z patelni. Jedząc i rozmawiając o wyjeździe obmyślaliśmy plan na kolejne dni. W czym znalazły też swoje miejsce "Mistrzostwa Polski w skokach narciarskich". Jednak to dopiero za kilka dni. Gdy wraz z bratem sprzątnęłam po posiłku, rodzice przygotowali "grzańca po góralsku". Wieczór spędziliśmy wspólnie głównie na grze w karty. Dopalający się kominek dał mi do zrozumienia, że jest już całkiem późno. Pożegnałam się i poszłam się wykąpać. Łazienka emanowała ciepłym światłem oraz przytulnością. Po przyjemnej kąpieli założyłam na siebie pidżamę oraz ciepły sweter. Na moich nogach znalazły się moje ukochane wełniane skarpety i powędrowałam do pokoju. Usiadłam na wnęce, coś w rodzaju parapetu i patrząc w dal zachwycałam się widokiem zamarzniętej tafli wody w lesie oraz odległych, rozmazanych światełek. Było to światło bijące z miasta. Sprawdziłam media społecznościowe, odpisałam na parę wiadomości i położyłam się spać. Przed snem oczywiście moje myśli lewitowały pomiędzy górami a skokami narciarskimi.
2 komentarze
Czytając zastanawiałam się momentami, czy jest to opowiadanie, czy może po prostu kartka z Twojego pamiętnika. :D Zostanę na dłużej, jako że przewinie się tu Norwegia i Tande. Zwróć uwagę na literówki i znaki interpunkcyjne. Pewne fragmenty czytało się trochę ciężko, zdania wyglądały na przedwcześnie skończone. Nie potraktuj tego jako hejtu, nie chcę Cię urazić. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszelkie uwagi. Postaram się nadrobić przy następnych rozdziałach. Mam nadzieję, że zawsze będzie Ci się miło czytało.
Usuń